poniedziałek, 6 października 2014

Gaja Grzegorzewska, Żniwiarz


Wydana w 2006 roku powieść Gai Grzegorzewskiej, pt. Żniwiarz to nie tylko literacki debiut autorki, lecz także pierwszy tom kryminalnego cyklu opowieści, w których główną bohaterką jest detektyw Julia Dobrowolska – onieśmielająco piękna blondynka z charakterystyczną blizną na policzku. Młodą panią detektyw poznajemy w momencie, gdy jej życie jest względnie uporządkowane, lecz niestety... nudne (prowadzi ona wprawdzie własne biuro, jednak, w praktyce, przede wszystkim tropieni niewiernych kochanków lub poszukuje zaginionych czworonożnych przyjaciół). Punktem zwrotnym w jej karierze może być natomiast zlecenie, z którym przybywa do niej jej wuj – dystyngowany krakowski adwokat. Sprawa polega na rozwikłaniu zagadki tajemniczego i bestialskiego morderstwa, którego dokonano gdzieś na prowincji. Gdy Julia przybywa na miejsce, rozpoczyna pościg – za mordercą, za sławą, i chyba trochę też za miłością.
W powieści Gai Grzegorzewskiej pojawiają się trzy główne wątki – kryminalny, społeczno-obyczajowy i erotyczny. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że, po lekturze powieści, po pierwsze, trudno tak w zasadzie określić, która tematyka dominuje, po drugie, żaden z tych wątków nie jest skonstruowany na tyle dobrze, by przyćmić niedociągnięcia pozostałych.
Historia kryminalna jest niezbyt skomplikowana i niestety, ale tylko w minimalnym stopniu zaskakująca. Początek opowieści jest bardzo konkretny, zajmuje zaledwie parę stron, ale doskonale wprowadza w zbrodnię, trzyma w napięciu. Spodziewać by się można zatem równie imponującej kontynuacji. Nic bardziej mylnego. Kryminalna fabuła napędzana jest trochę nieumiejętnie – czytając tę powieść, nie przerzucamy gorączkowo kolejnych stron, gdy dowiadujemy się, kto zabił, nie jesteśmy zaskoczeni.
Trochę lepiej, chociaż też nie jakoś szczególnie doskonale, ukształtowany został wątek społeczno-obyczajowy. Autorka dość czytelnie przedstawia mentalność ludzi prowincji. Pojawiają się postaci uniweralne: osoba, która przybyła na prowincję nie z własnej woli i która nie może tam odnaleźć szczęścia; osoba, która przybyła na prowincję dość niechętnie, ale odkryła, że jest tam do tego stopnia fantastycznie, że wcale nie ma ochoty wyjeżdżać; „mieszczuchowaci” wczasowicze; poczciwy ksiądz; apodyktyczna gosposia księdza, przed którą drży cała wieść; lokalny głupek; lokalny amant – wymieniać można jeszcze długo.
Największym minusem całej powieści jest jednak wątek erotyczny, który, jak przypuszczam, miał nadać historii odrobinę pikanterii. Dzieje się niestety odwrotnie – pikanteria jest do tego stopnia przewidywalna i stereotypowa, że momentami można się zastanawiać, czy okładka rodem z Harlequina jest po prostu nieudana, czy też zamierzona.
Uwagę zwraca jednak warsztat pisarski autorki, która niewątpliwie pióro ma lekkie. I pomimo wszystko, na pewno dam Grzegorzewskiej drugą szansę i, po krótkiej przerwie, sięgnę po kolejne opowieści o Julii Dobrowolskiej.

Źródło: Wyd. EMG

2 komentarze:

  1. Ostatnio głośno zrobiło się wokół twórczości tej pisarki za sprawą jej najnowszej książki "Betonowy pałac". Niedługo planuję zapoznać się właśnie z tą pozycją i po jej lekturze będę wiedziała czy kontynuować podróż w głąb pozostałych historii stworzonych przez Grzegorzewską...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej pozycji, ale zdecydowanie nie jest to mój ulubiony gatunek literacki. Raczej się nie skuszę, tym bardziej, że po raz pierwszy czytam o tej książce i nie czuję się zachęcona zbytnio.
    Pozdrawiam, Shelf of Books :)

    OdpowiedzUsuń